Veni Vidi Vici – recenzja

Veni Vidi Vici – recenzja

Veni Vidi Vici. Reżyseria Daniel Hoesl i Julia Niemann, według scenariusza Daniela Hoesla.
W męskiej obsadzie: Laurence Rupp, Dominik Warta i Haymon Maria Buttinger – uznani aktorzy austriaccy. W głównej roli kobiecej szwajcarska aktora – Ursina Lardi.

Veni Vidi Vici, reż. Daniel Hoesl i Julia Niemann

Satyra na bezkarność bogaczy widziana oczami Austriaków

Na plakacie Veni Vidi Vici jest zapowiedziane podobieństwo do estetyki Rubena Östlunda i Emerald Fennel. Kto widział The Square Östlunda, będące satyrycznym spojrzeniem na świat sztuki współczesnej – ten może dostrzec pewne podobieństwo Veni Vidi Vici do nagrodzonego Złotą Palmą The Square. Z tym, że Veni… to niższa półka. Notabene, Daniel Hoesl i Julia Niemann nakręcili wcześniej razem dokument Davos, w którym wzięli pod lupę wpływ kapitalizmu na bogatych i biednych w naszym podzielonym świecie. Veni Vidi Vici poniekąd opowiada o tym samym, tylko za pomocą satyrycznej fabuły.

Sednem satyry, jak wiadomo, są przerysowanie i metafora. Co jest przenośnią eliminowania niewygodnych osób, stających na drodze do realizacji celów tych, którzy uzurpują sobie prawo do tego, że im wszystko wolno – nie mogę napisać, bo byłby to spoiler. Zwłaszcza, że czyn wybrany na tę metaforę pojawia się w filmie wielokrotnie, poczynając już od pierwszej sekwencji, kiedy widz jeszcze nie wie: co, jak i dlaczego.
Wybranie takiej właśnie metafory jest w moim odczuciu przekroczeniem granicy, której nie powinno się przekraczać, nawet w sztuce. To, co się dzieje na ekranie przeraża. Świadomość, że nie należy brać tego pomysłu dosłownie wcale nie łagodzi grozy, tym bardziej, że motywem postępowania jest nie tylko cynizm, bywa nim również rozrywka…

Veni Vidi Vici wyważa otwarte drzwi. Nie trzeba udowadniać ani w artystyczny, ani w żaden inny sposób, że pieniądz rządzi światem. Wszyscy o tym wiemy, a ten film jest w gruncie rzeczy ilustracją tej prawdy.
W ścieżce dźwiękowej rozbrzmiewają radosne kompozycje Mozarta i Straussa. To też rzecz wtórna. Powstał już kiedyś film, który wszedł do klasyki kina, gdzie muzyka Beethovena stanowiła kontrast ze scenami przemocy. Wyreżyserował go Stanley Kubrick.

Na plus dla mnie są zdjęcia, zwłaszcza plenerów. Operatorem był Gerald Kerkletz. Film kręcono w Wiedniu, co dla miłośników tego miasta, do których też należę, jest pewną rekompensatą. Walorem jest także dźwięk przestrzenny. Ekipa dźwiękowców w pełni wykorzystała możliwości techniki Dolby Surround. Mogłoby to być wisienką na torcie, ale „tortu” tutaj nie ma.

Segregator Aliny Ert-Eberdt

realizacja: estinet.pl