August Strinberg Panna Julie. Teatr Polski w Warszawie. Premiera na Scenie Kameralnej im. Sławomira Mrożka 19 września 2024.
Reżyseria – Anna Skuratowicz
Obsada: Irmina Liszkowska – Panna Julie, Jakub Kordas – Jean, Katarzyna Lis – Krystyna
W tytule nie ma literówki! W przekładzie Mariusza Kalinowskiego, w którym wystawił teraz tę sztukę warszawski Teatr Polski, imię tytułowej bohaterki zapisuje się i czyta po francusku [Żu:li]. W programie do przedstawienia Kalinowski wyjaśnia, dlaczego. Chciał być wierny oryginałowi. I chodziło tu nie tylko o sam tytuł, ale również o semiotyczną konstrukcję całego dramatu. Imiona pary głównych bohaterów w ojczystym języku Strinberga mają formy: Julia i Johan. Jak można się domyślać, przez ich francuskie odpowiedniki pisarz chciał już na wstępie zaznaczyć, że Julie i Jean tęsknią do innego świata niż ten, w którym przyszło im żyć. Nie bez znaczenia jest także to, że we francuskim te imiona brzmią podobnie. Stanowią bowiem fonetyczną analogię do sił Yin i Yang, które u Strinberga odnoszą się do walki płci.
Strinberg miał opinię mizogina, a walkę płci uwydatniał w swoich utworach wręcz obsesyjnie. W życiu prywatnym, paradoksalnie, bojąc się silnych, wyemancypowanych kobiet, właśnie z takimi się wiązał. Jego pierwsza żona była aktorką i rozwódką, nb. właśnie dla Strinberga porzuciła swego poprzedniego męża. Druga żona, z którą Strinberg też się rozstał, była dziennikarką. A trzecia, tak samo jak pierwsza, aktorką. I ten ostatni związek także zakończył się rozwodem.
Pannę Julie Strinberg pisał w czasie, gdy rozsypywało się jego pierwsze małżeństwo, zawarte z wielkiej miłości. Nic dziwnego, że jego rozczarowanie odbiło się echem w tym dramacie.
Akcja Panny Julie toczy się w czasach współczesnych Strinbergowi (druga połowa XIX wieku) w noc świętojańską. Najkrótsza noc w roku w Skandynawii nosi nazwę Midsommar. Jest tam do dziś uroczyście celebrowanym świętem ognia i wody, Słońca i Księżyca, urodzaju i płodności, zahaczając i o relacje męsko-damskie.
Hrabianka Julie, nie zważając ani na swój arystokratyczny stan, ani na obowiązujące ówcześnie normy postępowania, zamierza uwieść służącego swego ojca. Jean dość długo i stanowczo się opiera, mając świadomość absurdalności tego romansu. Poza tym chce być lojalny wobec Krystyny – kucharki w domu swego Pana – z którą zamierza się ożenić. Istnieją przesłanki, że wcale nie z miłości, a z chłodnej kalkulacji. W końcu jednak chuć zwycięża i dochodzi do fizycznego zbliżenia Julie i Jeana, które skutkuje tragicznym finałem całego zajścia.
Przez znaczną część przedstawienia osobą dominującą wydaje się Julie, mająca władzę nad służącym. Jej zachowanie widz odbiera jako osaczanie Jeana. Jest to wyśmienicie grane przez urodziwą Irminę Liszkowską. Jej uroda wzmacnia jeszcze te sceny. Po kulminacyjnym punkcie spektaklu Jean odkrywa swoją prawdziwą twarz. Jest cynicznie pragmatyczny, wyrachowany, liczy się dla niego tylko jego dalekosiężny cel. To, że zranił uczucia Krystyny spływa po nim jak woda po kaczce. Zresztą w ich wzajemnych relacjach to on był tym ważniejszym, narzucającym swoją wolę.
Panna Julie w warszawskim Polskim to nieczęsto obecnie spotykany na polskich scenach spektakl psychologiczny. I co więcej, bardzo dobry!