My, nasze zwierzęta i wojna – recenzja

My, nasze zwierzęta i wojna – recenzja

My, nasze zwierzęta i wojna. Scenariusz, reżyseria i zdjęcia Anton Ptushkin.
Produkcja: Ukraina i Kanada.

Twórca filmu nie jest zawodowym reżyserem i chce, żeby widzowie tego dokumentu o tym wiedzieli. Jest dziennikarzem i vlogerem. Przed wojną w Ukrainie prowadził w telewizji ukraińskiej program podróżniczy. Bywał też didżejem.
Pierwsza wersja tego filmu, zatytułowana Ratowanie zwierząt Ukrainy: nieopowiedziana historia wojny, trafiła do Internetu. Teraz, drugą wersję, dostosowaną do potrzeb dużego ekranu, pod tytułem My, nasze zwierzęta i wojna można oglądać też w kinach.

Przed jej obejrzeniem myślałam, że będzie to dokument o uchodźcach, który uciekali przed wojną, zabierając ze sobą swoich czworonożnych przyjaciół. Otóż nie. Jest to film o wolontariuszach, którzy ryzykując własnym, ratują życie zwierzętom pozostawionym w czasie wojny samym sobie. Nie zawsze bywa to skutkiem decyzji ich opiekunów…
Równorzędnymi z wolontariuszami bohaterami filmu są oczywiście czworonogi, które tak samo jak ludzie stają się ofiarami wojny. Ptushkin pokazał zapadające w pamięć losy nie tylko zwierząt domowych, ale też dzikich z ogrodów zoologicznych, a także tych, które w chwili wybuchu wojny przebywały w schroniskach.

Prowadzący jedno ze schronisk dla psów, po rozpoczęciu bombardowań tej okolicy, wypuścili zwierzęta na wolność, zdając się na Opatrzność. Natomiast w innym schronisku psy zostały zamknięte w boksach. Przebywały w uwięzieniu bez pokarmu przez wiele dni. Co się z nimi stało, nietrudno się domyśleć. Wolontariusze, którzy przed wybuchem wojny zajmowali się socjalizacją przebywających tu psiaków, wychodząc z nimi na spacery czy bawiąc się z nimi, rozpaczali wynosząc teraz martwe zwierzęta. Przeżyło jakimś cudem tylko parę psów.
Adopcja psów ze schronisk przez mieszkańców Ukrainy obecnie nie wchodzi w grę, ale znalazła się chętna osoba w Holandii, która przyjmuje je i znajduje im domy u swoich rodaków.

Opiekunowie kotki o imieniu Gloria bardzo cierpieli, rozpamiętując co się z nią mogło stać. Została w ich mieszkaniu na siódmym piętrze. Rzecz nieprawdopodobna, przeżyła kilkadziesiąt dni bez jedzenia i wody. Zwierzę nie miało możliwości samodzielnego zejścia na dół. Gloria została dostrzeżona przez wolontariuszkę, ale wieżowiec miał wypaloną klatkę schodową i szyb windy. Wycieńczoną, na skraju śmierci kotkę uwolniono przy pomocy strażaków, którzy podstawili pod siódme piętro drabinę. Kiedy wolontariuszka podziękowała im za przybycie, jednocześnie przepraszając, że oderwała ich od pilniejszych akcji, strażak, który zniósł kotkę powiedział: „jesteśmy ratownikami i każde życie jest dla nas ważne”.

Godna podziwu jest wolontariuszka opiekująca się lwami, tygrysami i niedźwiedziem uratowanymi przed bombardowaniami z ogrodu zoologicznego. Były wśród tych drapieżników i takie, które przed wojną żyły w prywatnych domach. Jeden z takich lwów robił wrażenie wyjątkowo niebezpiecznego. A ta pani rozumiała, że jego zachowanie nie jest przejawem agresji, a tylko strachu i stresu. Uratowane przez nią lwy, paradoksalnie, wskutek wojny spotkał lepszy los niż życie, które by ich czekało w zoo. Zostały wywiezione do RPA, w swoje w naturalne środowisko, gdzie mają 4-hektarowe wybiegi.

O jednym z czworonożnych bohaterów, niedużym piesku o imieniu Patron, można powiedzieć, że został żołnierzem, gdyż pomaga saperom wykrywać miny. Jego mała masa, chroni go przed wybuchem pocisku, a on chroni saperów przed śmiercią, a w najlepszym razie przed okaleczeniem. Opiekun Patrona zabiera go na spotkania z dziećmi w szkołach, gdzie uczy się najmłodszych, co trzeba zrobić, kiedy się rozpozna minę. Patron jako pierwszy w historii pies został przyjęty w poczet Ambasadorów Dobrej Woli UNICEF.

Chwytająca za serce jest historia przyjaźni innego pieska z ukraińskim żołnierzem, który przygarnął błąkającą się w pobliżu frontu małą psinę. W chwilach wolnych od walk, ten piesek dawał młodemu żołnierzowi poczucie jako takiej normalności. Swoje zdjęcia i filmiki z nim wysyłał żonie i kilkuletnim córeczkom. Nie chcę spoilerować, mogę jedynie powiedzieć, że Anton Ptushkin zadedykował film My, nasze zwierzęta i wojna właśnie temu żołnierzowi.

Kotka Gloria stała się twarzą fundacji zbierającej środki na ratowanie zwierząt z ogarniętej wojną Ukrainy

Patron – pies żołnierz w oddziale saperów.
Zdjęcia – materiał prasowy Aurora Films

Z ust kobiety, która mimo podeszłego wieku i wojny opiekowała się nadal schroniskiem dla psów (na emeryturę przeszła w wieku 79 lat, dopiero w jakiś czas po zrealizowaniu filmu) padają słowa, nad którymi warto się zastanowić. Cytuję z pamięci: „Ratujmy zwierzęta, żeby pozostać ludźmi. Człowiek wrażliwy na cierpienie zwierząt, pomoże i obcemu dziecku, i obcemu dorosłemu w potrzebie. A ten, kto pozostawia zwierzę na pastwę śmiertelnego zagrożenia, nie pomoże i człowiekowi”.

Segregator Aliny Ert-Eberdt

realizacja: estinet.pl