Stanisław Moniuszko Halka, libretto Włodzimierz Wolski, wersja wileńska.
Polska Opera Królewska. Premiera 17 lutego 2024.
Polska Opera Królewska wystawiła wileńską, tj. pierwotną wersję Halki, by przypomnieć, że Moniuszko był kompozytorem na wskroś nowoczesnym, a nawet wyprzedził swój czas. Zapowiedział przecież tą pierwszą Halką weryzm, dramat muzyczny, a zdaniem Wojciecha Adamczyka – reżysera omawianej inscenizacji – poniekąd i musical.
W Halce wileńskiej akcja jest wartka, nie przerywają jej popisowe arie i tańce, które Moniuszko dopisał później, bo był to warunek wystawienia Halki w Teatrze Wielkim w Warszawie. I tak powstała bardziej znana, rozbudowana, czteroaktowa wersja Halki, nazywana dla odróżnienia warszawską, która przesłoniła nowatorstwo pierwowzoru.
W wileńskiej, jak w każdym dramacie muzycznym, muzyka jest ściśle związane ze słowem. Dopełnia je; trochę podobnie jak muzyka filmowa we współczesnych filmach.
Warto sobie uświadomić, że prapremiera Halki wileńskiej odbyła się już w pięć lat po prapremierze Holendra tułacza, który był pierwszym dramatem muzycznym Wagnera, co dowodzi, że Moniuszko doskonale orientował się w ówczesnych trendach w muzyce.
Halka w Polskiej Operze Królewskiej jest bez góralskich kapeluszy, chust i kierpców. Kostiumy są współczesne. Wojciech Adamczyk dostrzegł w libretcie analogię do naszych czasów. Szlachtę i lud w jego inscenizacji zastąpili odpowiednio – najbogatsi ludzie we współczesnej Polsce i zwyczajni Polacy, którzy nie mają wstępu do świata bogaczy.
Reżyser wyszedł z założenia, i nie sposób się z nim nie zgodzić, że bolesne przeżycia miłosne Halki, Jontka i Zofii – nie są obce współczesnemu widzowi. Większość z nas przeżyła kiedyś zawód miłosny. W Halce Adamczyka cierpią wszyscy bez wyjątku. Ojciec Zofii i stryj Janusza z innych powodów. Ten pierwszy, człowiek religijny, mocno przeżywa, że świeżo zawarte małżeństwo Zofii i Janusza, które pragnął pobłogosławić zaraz się rozpadnie. A stryjowi Janusza trudno pogodzić się z tym, że nie dojdzie do połączenia majątków firm, których nowożeńcy są dziedzicami.
Najczęściej pojawiającym się rekwizytem, jak łatwo się domyśleć, są smartfony, po które postacie na scenie sięgają tak samo często, jak siedzący na widowni.
Współczesnych odczytań Halki, zarówno warszawskiej, jak i wileńskiej mieliśmy w ostatnich latach kilka, więc nie jest to novum. Niemniej, uwspółcześniona Halka w dworskim teatrze ostatniego króla Polski, może razić tradycjonalistów, zresztą nie tylko ich. Jest jednak pewien dysonans między XVIII-wiecznym wystrojem a XXI-wieczną rzeczywistością na scenie. Ale Polska Opera Królewska nie ma innego lokum, a współczesna inscenizacja ma szansę zainteresować Moniuszką młodych widzów, a to jest nie do przecenienia.
Jedyne zastrzeżenia, które ja mam do tej inscenizacji – to nieładne kostiumy. Wszystkich: solistów, chórzystów, statystów i mimów. Są od Sasa do Lasa. A najgorzej według mnie jest ubrana Halka w pierwszym akcie.
Przyznaję, że młodzież nosi się dziś kolorowo, ale nie wykazuje się aż takim bezguściem. Chyba że projektantka kostiumów chciała poprzez ich brzydotę wyrazić coś, czego ja nie zrozumiałam.
Broni się bodaj tylko kostium Jontka, wystylizowanego na harleyowca. Oczywiście, jest i motocykl na scenie.
W premierowym przedstawieniu, które widziałam, partie Halki i Jontka znakomicie wykonali Natalia Rubiś i Kamil Zdebel. Oboje brylowali w obsadzie. Obsady są dwie. W premierowej partię Janusza śpiewał Robert Szpręgiel, Zofii – Anna Farysej, Cześnika (ojca Zofii) – Adam Kruszewski, Marszałka (stryja Janusza) – Sławomir Jurczak.
Partyturę dla tej inscenizacji, „skrojoną” na rozmiar orkiestronu w Teatrze Królewskim, opracował na nowo Michał Dobrzyński. Jak wiadomo, partytura, z której w 1848 r. wykonano Halkę prapremierowo w wileńskim mieszkaniu teściów Stanisława Moniuszki zaginęła. Zachował się jedynie wyciąg fortepianowy. W ostatnich latach powstało nie jedno opracowanie tej partytury. Michał Dobrzyński oprócz wyciągu, korzystał też z partytury, którą Ewa Hauptman-Fischer określa jako wersję wileńsko-warszawską. Kilka lat po prapremierze w domu teściów kompozytora odbyło się też sceniczne wykonanie tej opery w Wilnie. Nie można wykluczyć, że Moniuszko dokonał wówczas pewnych zmian na potrzeby profesjonalnej sceny, ale jest to autorski wzorzec. W miejscach, w których brakowało materiałów źródłowych, Dobrzyński nie ukrywa, że wszedł w buty twórcy Halki.
Kierownictwo muzyczne sprawuje Dawid Runtz, co dla wielbicieli tego młodego dyrygenta zapewne też będzie zachętą do obejrzenia «Wileńskiej» w «Królewskiej».