Bulion i inne i inne namiętności – recenzja

Bulion i inne i inne namiętności – recenzja

Bulion i inne i inne namiętności. Nagroda za najlepszą reżyserię na 77. MFF w Cannes (2024).
Reżyseria Trần Anh Hùng. Scenariusz Reżysera, zainspirowany gastronomicznymi przewodnikami Marcela Rouffa i postacią Anthelme’a Brillata-Savarina, autora Fizjologii smaku.
W rolach głównych Juliette Binoche i Benoît Magimel.

Bulion i inne namiętności. Juliette Binoche i Benoît Magimel © Stephanie Branche

Bulion i inne namiętności to kino kulinarne z romansem w tle lub…
Fot. © Stephanie Branche
Bulion i inne namiętności, reż. Trần Anh Hùng. W rolach głównych Juliette Binoche i Benoît Magimel. © Stephanie Branche

… romans z gotowaniem na pierwszym planie. Jak kto woli.
Fot.© Stephanie Branche

Fama głosi, że bohaterowie Bulionu i innych namiętności – doskonała kucharka i wymagający smakosz – wyrażają uczucia za pośrednictwem potraw, które razem przyrządzają. Już samo to brzmi bardzo zachęcająco. A to dopiero początek zapowiedzi niezwykłości tego nagrodzonego w Cannes za reżyserię filmu, którego bohaterowie we wspólnych scenach głównie gotują. Konsultantem pilnującym przyrządzania potraw lege artis, był stale obecny na planie znany i ceniony francuski restaurator Pierre Gagnaire.
Bulion z tytułu to pot-au-feu – powszechnie jadane w całej Francji, ale mające różne odmiany regionalne, danie z wolno gotowanych najrozmaitszych mięs z warzywami. Wiele czynności na ekranie odbywa się w czasie rzeczywistym. Juliette Binoche i Benoît Magimel, którzy nie stronią od gotowania prywatnie, wiedzieli jak chwytać za duże noże i tasaki, jak siekać, odlewać, przecedzać itp. Odgłosy odkładanych akcesoriów kuchennych okazały się tak ciekawe, że ścieżka dźwiękowa stała się zbędna. Pieprzu dodaje jeszcze fakt, że Binoche i Magimel byli niegdyś parą, więc i coś z autentycznych uczuć przedostało się do filmu.

Opisy promujące film pobudzają wyobraźnię stwierdzeniem, że poprzez smaki i aromaty można wyrazić najgłębsze uczucia. © Stephanie Branche

 

W moim odbiorze film, który powstał, nie oddaje jednak zapowiadanej nadzwyczajności. Powodem są mielizny scenariusza. Poza poznaniem kolejnych etapów gotowania pot-au-feu, nie wiadomo, o co w tej całej historii chodzi. Na przykład, już na początku filmu zostaje wprowadzona postać dziewczynki bezbłędnie rozpoznającej poszczególne smaki w potrawach, które są doprawione wieloma przyprawami. Ale na tym koniec. Ani ta mała, ani jej niespotykane zdolności nie odgrywają znaczącej roli w tej opowieści. Bohaterka grana przez Binoche, ni stąd ni zowąd zaczyna się źle czuć. Jej stan zdrowia pogarsza się. I do końca nie wiadomo, co chciał reżyser osiągnąć takim, a nie innym zakończeniem tego wątku. Zwłaszcza w zestawieniu z promocyjnymi opisami Bulionu, wychwalającymi znaczenie sensualności w przygotowywaniu jedzenia i zapewnieniami, że widz w trakcie oglądania poczuje jego smaki i aromaty. Zaś sam reżyser pół żartem, pół serio ostrzega, żeby nie przychodzić na seans z pustym żołądkiem.

A ja ostrzegam niejedzących mięsa, jak również ograniczających jego spożycie (do których sama od pewnego czasu dołączyłam), że nie jeden raz się wzdrygną, gdy z ekranu zaczną padać składniki pot-au-feu, na przykład grzebienie kogucie. Poza bulionem, Binoche i Magimel przyrządzają także inne „rarytasy” m.in. grasicę cielęcą czy szpik z jesiotra. Zajadają ortolany, które spożywa się z wnętrznościami i kośćmi.
Ale żeby oddać sprawiedliwość reżyserowi i wspomnianemu konsultantowi, francuskiemu mistrzowi sztuki kulinarnej, w Bulionie i innych namiętnościach pojawiają się też smakowite desery i trunki.
Niezależnie od preferencji jedzeniowych, na niekorzyść filmu bezsprzecznie przemawia to, że widz już od połowy trwającego 135 minut seansu, zaczyna spoglądać na zegarek, nie mogąc doczekać się już końca.

Segregator Aliny Ert-Eberdt

realizacja: estinet.pl